Owce idą za głosem pasterza, czasem we mgle czy deszczu. Może nawet go nie widzą. Wystarczy, że słyszą jego głos, który znają. Przestraszone dziecko przestaje płakać, słysząc głos matki: „Jestem tu, nie bój się”. Warto się zastanowić, czyj głos jest dla mnie ważny, w czyich słowach odnajduję szczęście, pokój, czuję się bezpiecznie. Głos, któremu można zaufać, rodzi się z miłości. Odkryć powołanie to usłyszeć taki głos. „Bądź przy mnie”– mówią kochający się ludzie. „Pójdź za mną” – mówi Jezus, zapraszając do stania się Jego uczniem.
„Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie? Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja. Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi, zawsze ktoś jeszcze idzie obok ciebie”. Tak o tajemniczym wędrowaniu do Emaus opowiadał w jednym ze swoich wierszy T. S. Eliot. Ta wędrówka doprowadziła uczniów Jezusa do spotkania, a spotkanie za stołem – do wiary. Nie brakuje dziś ludzi z sercami pełnymi wątpliwości, zmieszanych na duchu wskutek chaosu idei, słów, zawiedzionych nadziei i niespełnionych marzeń. „Ja jestem!” – mówi do nich Chrystus. Tylko tyle i aż tyle.
Dotknąć i uwierzyć. Współczesna ludzkość jest jak niewierny Tomasz, którego nie było z apostołami, kiedy przyszedł do nich zmartwychwstały Chrystus. Dziś na nowo musimy dotknąć ran Chrystusa, aby uwierzyć. Włożyć rękę do Jego przebitego boku, by się nawrócić. Jak to zrobić? Gdzie Go szukać? Nie martwmy się tym. Jezus sam nas znajdzie, tak jak znalazł swoich uczniów. Wybierze najlepszy czas i odpowiednie miejsce. Głodnych nakarmić, chorych nawiedzać, podróżnych w dom przyjąć, nieumiejętnych pouczać, strapionych pocieszać… – każdy uczynek miłosierdzia jest spotkaniem ze Zmartwychwstałym. Szansą, by dotknąć Jego ran i uwierzyć.
Święta Zmartwychwstania Pańskiego ukazują nam szczególną i niepowtarzalną miłość Boga do każdego z nas. W Jezusie Bóg ukrzyżował swoją potęgę i stanął po stronie człowieka. W Nim Bóg kocha wszystkich biednych, chorych, grzeszników- tych, którzy Go krzyżują. Złożony do grobu trzeciego dnia Zmartwychwstaje. Bóg miłości nie mógł umrzeć i nie mógł pozostawić w osamotnieniu tych, których umiłował. Swoim Zmartwychwstaniem pokonał śmierć, piekło i szatana, a w nas ożywił wiarę i nadzieję, że ostateczne zwycięstwo należy do miłości – większej od grzechu i zła. Przeżywając najświętszy czas naszego odkupienia i radość z niezgłębionej miłości Boga do każdego człowieka – życzę Wam – wiele łask od Zmartwychwstałego Pana. Niech ukoi Wasze serca i rozpromieni Wasze oblicza, bo przecież wszyscy jesteśmy zaproszeni do udziału w Jego Chwale. Te życzenia kieruję do całej Wspólnoty Wniebowzięcia NMP: do moich współpracowników, do wszystkich parafian, do wszystkich związanych emocjonalnie z naszym kościołem, do gości oraz do wszystkich członków grup i wspólnot.
Do składanych życzeń pragnę dołączyć podziękowania, zwłaszcza tym wszystkim, którzy ofiarując swój czas, swoją pracę i umiejętności ubogacili nasze przeżywanie tych ostatnich dni. Moje podziękowania kieruję najpierw do moich współpracowników księży którym przede wszystkim dziękuję za posługę w konfesjonale, Dziękuje klerykom którzy wspierali nas zwłaszcza w przygotowaniach liturgii. Dziękuje siostrom, dzięki waszej pracy mogliśmy spokojniej przeżywać te święte dni Wielkiego Tygodnia. Składam podziękowania całej Służbie Liturgicznej Ołtarza. Dziękuję wszystkim którzy zadbali o piękno śpiewu w czasie liturgii Wielkiego Tygodnia zwłaszcza diakoni muzycznej i chórowi parafialnemu. Dziękuję Orkiestrze Młodzieżowej. Dziękuję radnym parafii. Dziękuję wszystkim wspólnotom organizującym czuwania. Dziękuję naszemu panu Janowi oraz panu Alojzemu Szymańskiemu za budowanie konstrukcji tych naszych wielkotygodniowych dekoracji. Za pomoc w tworzeniu dekoracji dziękuję p. Magdzie Zasadzie, Państwu Smykla oraz siostrze Małgorzacie. Dziękuję panu Markowi naszemu organiście. Dziękuje ojcom dzieci komunijnych. Dziękuję Ochotniczej Straży Pożarnej. Dziękuję wszystkim którzy na różne sposoby tworzyli nasze liturgie. Dziękuję wszystkim, którzy poświecili swój czas i siły, aby te Święta w naszym kościele były dobrze przygotowane. Członkom Caritas, wolontariuszom oraz siostrze Adzie dziękuję za troskę w te dni o biednych, by i oni mogli obficiej świętować.
Niech Chrystus Zmartwychwstały będzie dla was nagrodą.
Obumieranie. Jacques Fesch miał 27 lat, kiedy wykonano na nim wyrok śmierci. Biorąc udział w napadzie na bank, podczas strzelaniny zabił policjanta i zranił jednego z przechodniów. Francuski sąd wymierzył mu najsurowszą karę. W więziennej celi Fesch przeżył głębokie nawrócenie. O swoim odkrywaniu Chrystusa i wierze opowiedział w dzienniku, który zaczął pisać na dwa miesiące przez śmiercią. Dedykował go swojej siedmioletniej córce Weronice. Kiedy związano mu ręce i wyprowadzono z celi, by wykonać wyrok, poprosił o krucyfiks. Długo całował swego Pana i wśród wielkiego wzruszenia wszystkich świadków poszedł w milczeniu na szafot. Ofiarował życie za nawrócenie swojego ojca, za wszystkich, których kochał, oraz za ofiary przestępstwa. Został stracony w dzień wspomnienia św. Teresy z Lisieux.
Ukryta wiara Dramatycznie brzmią słowa Jezusa: „Kto nie wierzy, już został osądzony” (J 3, 18). Czy to oznacza, że ktoś deklarujący się jako niewierzący nie powinien liczyć na Boże miłosierdzie? Czy musimy pogodzić się z tym, że ktoś z naszych przyjaciół, rodziców, dzieci nie znajdzie po śmierci miejsca w królestwie Bożym? Mądry poeta ks. Jan Twardowski zalecał, by wsłuchać się w słowa modlitwy eucharystycznej. Kapłan prosi Boga podczas Mszy św.: „Pamiętaj, Panie, o tych, których wiarę jedynie Ty znałeś”. To znaczy, że powinniśmy mieć nadzieję, iż jest wiara w sercu człowieka, którą zna Bóg, choć my dostrzec jej nie umiemy.
Boskie poznanie Bóg dobrze nas zna. Ewangelista zauważa, że Jezus nie potrzebował ludzkiego świadectwa, bo wiedział, co kryje się w człowieku. Zdarzają się osoby, których ta Boska wiedza paraliżuje. Skoro On wie o mnie wszystko, to już po mnie. Żadna słabość, potknięcie ani grzech nie ujdą Jego uwadze. Ale tak naprawdę to pogański sposób myślenia. Zakłada bowiem obraz Boga jako surowego arbitra ludzkiego życia. Wielu pogańskim bóstwom przypisywano wrogość wobec ludzi, aby więc zjednać ich przychylność, starano się czymś je przekupić. Nasz Bóg jest miłością. Nie ma nic wspólnego z pogańskimi bożkami. Zna nas, co oznacza, że w swoim Boskim Sercu cieszy się każdą odrobiną dobra, którą w nas dostrzega. Widzi więcej, lepiej, dalej, spoglądając na nas z największą czułością i wrażliwością.
Szczęście w Bogu. Dlaczego człowiekowi jest dobrze na górze Tabor? Dlatego że tylko Bóg może wypełnić wszystkie jego pragnienia i najskrytsze marzenia. Na górze Tabor w przemienionym ciele Chrystusa apostołowie ujrzeli obraz zmartwychwstałego i chwalebnego ciała. Zobaczyli pełnię ludzkiego życia, dla jakiego Bóg stworzył człowieka. I to dlatego dobrze im było na tej górze. Odczuli przedsmak wiecznego szczęścia, którego człowiek doznaje, będąc razem z Bogiem.
Z nadzieją Zmartwychwstania w Chrystusie informujemy, że 17 lutego 2018 r., odszedł do Pana śp. ks. Józef KOSOBUCKI, chrystusowiec.
Nasza pomoc od Pana! Święty Marek w jednym zdaniu swojej Ewangelii zawarł czterdzieści trudnych dni zmagań Jezusa na pustyni. Czterdzieści długich dni i nocy samotności, prób i walki. W pokusie najgorszą rzeczą jest uznanie, że jesteśmy sami. Tak nie jest! Właśnie wtedy Bóg wyciąga do nas swoją rękę, walcząc razem z nami. Jest szczególnie blisko, choć nasze przeczucie może temu przeczyć. On jednak nigdy nie zostawia swoich dzieci w niebezpieczeństwie. Chrystus, który sam walczył na pustyni, wie przecież doskonale, że tylko z Nim możemy skutecznie pokonać pokusy i zło.
Jesteś dla mnie ważny. Opowiadając o swojej posłudze wobec ubogich i trędowatych, św. Matka Teresa mówiła, że najgorszą rzeczą dla ludzi, których spotykała codziennie na ulicach Kalkuty, była świadomość, że są niepotrzebni. Nikomu nie zależało na ich zdrowiu, nikt na nich nie czekał. Dlatego razem ze swoimi siostrami starała się nie tylko tych ludzi nakarmić, ale również dać im poczucie, że nie są sami. Zauważmy, że Jezus mógł uzdrowić trędowatego swoim słowem, zachowując bezpieczny dystans. Tak nakazywało Prawo. On jednak zbliżył się, wyciągnął rękę i dotknął go. Bóg przychodzi bardzo blisko, kiedy jesteśmy samotni, cierpiący i odrzuceni, dotykając swoją miłością naszych serc.
Przynosili do Niego wszystkich chorych” (Mk 1, 32). Pomóc chorym znaleźć Jezusa – to bez wątpienia zadanie, jakie stoi przed nami. Dołożyć starań, by osoba chora lub starsza mogła wziąć udział w niedzielnej Mszy św., wyspowiadać się. Może tęskni za Jezusem, bo już tak dawno nie była w swoim kościele, a nie ma śmiałości poprosić, by ktoś ją zawiózł? Nie jesteśmy w stanie przywrócić nikomu zdrowia – to może tylko Bóg. Możemy jednak mieć udział w uzdrawiającym działaniu Chrystusa, pomagając spotkać się z Nim osobom chorym lub starszym, jakie znamy.
Scena z synagogi w Kafarnaum jest wielką przestrogą pod adresem tych, którzy w swojej wierze przeceniają rozum, a nie doceniają woli. Nie wystarczy teoretyczne poznanie, kim jest Jezus Chrystus. Nie wystarczy nawet publiczne wyznanie, że jest to „Święty Boży”. Można wówczas usłyszeć odpowiedź: „Milcz i idź precz!” Wiara to nie teoria, lecz całkowite zaangażowanie się po stronie Chrystusa. To zgoda na życie w światłości Boga. Tego zły duch nie chciał uczynić, wolał przed Świętym Bożym uciekać.
Miał rację Jan Chrzciciel, gdy mówił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie”. Dobro jest mocniejsze od zła. Słowo Jezusa nie jest wykładem pięknej teorii o szczęśliwym życiu, lecz jest słowem mocy potężnego światła, które usuwa wszelką ciemność. Słusznie świadkowie wydarzeń z synagogi w Kafarnaum stawiali pytanie: Kim jest ten, który „duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne?” Kim jest ten, przed którym zło ustępuje?
Co to znaczy zostawić wszystko i pójść za Jezusem? To znaczy uwierzyć, że mówi prawdę. Bardziej zaufać Jemu niż sobie. To pozwolić, by nas odrywał od tego, na czym jesteśmy skupieni i czym jesteśmy pochłonięci. To nabrać dystansu do własnych dążeń. Choć zewnętrzne warunki pozostają jednakowe, wewnątrz zmienia się mnóstwo: w każdej sprawie pytamy Jezusa o Jego wolę, wszystko jej podporządkowujemy, pozwalając, aby to On faktycznie kierował naszym życiem.
Potrzeba miłości. Żeby poznać Jezusa, trzeba Go pokochać. Nie wystarczy wziąć do ręki jedną z wielu biografii Mistrza z Nazaretu. Na niewiele się zda przeczytanie wszystkich czterech Ewangelii. To za mało, by Go prawdziwie poznać. Do tego potrzebna jest miłość, która otwiera na spotkanie z Bogiem. Podobnie nie wolno głosić prawdy o Nim w oderwaniu od miłości. Jak zauważa jeden ze współczesnych teologów, nawet nie wypadałoby Go głosić innym ludziom, gdybyśmy Go nie kochali. Czy nie dlatego niektórzy nie umieją mówić o Nim nawet swoim dzieciom?
Praktykuję wiarę. Zesłanie Ducha Świętego na Jezusa podczas Jego chrztu miało potwierdzić, że jest On Synem Bożym. Było to potwierdzenie zewnętrzne, na potrzeby obecnych tam osób, gdyż Jezus i tak był już od dnia swoich narodzin pełen Ducha Świętego. Takie zewnętrzne znaki były potrzebne, aby ludzie mogli zrozumieć prawdy wiary. Także dzisiaj Kościół posługuje się znakami i obrzędami. Są one nam potrzebne, abyśmy łatwiej mogli przyjąć prawdy wiary. Nie rezygnujmy zbyt łatwo z praktyk religijnych. Czasem wydaje się nam, że można być wierzącym, ale niepraktykującym. Gdyby tak było, to Jezus także zrezygnowałby z wszelkich zewnętrznych form. Nie przyjąłby chrztu ani nie odwiedzał świątyni. On jednak ustanowił w Kościele sakramenty, abyśmy z nich korzystali i dzięki nim znaleźli drogę do Boga.
Na Nowy Rok 2018 od Narodzin Chrystusa życzę całej Wspólnocie parafialnej: księżom, siostrom, wszystkim współpracownikom świeckim, poszczególnym wspólnotom i tym, którzy przez modlitwę, i przyjmowane sakramenty w naszym kościele tworzą tę wielką Wspólnotę noszącą imię Wniebowzięcia NMP we Władysławowie, by był to rok łaski od Pana. Życzę Wam abyście ten rok mogli przeżyć w zgodzie z Bogiem, ze światem i z sobą. Życzę Wam narodzin nowych marzeń, za którymi pozwoli Wam w tym Nowym Roku gonić Bóg. Życzę Wam własnego skrawka nieba na ziemi! Wiary w dobro! Szczerego uśmiechu! Dużo! Zawsze! Dla wszystkich! Błogosławionego Roku!!!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia składam najserdeczniejsze życzenia całej Wspólnocie Parafialnej – moim współpracownikom, księżom, siostrom Współpracownikom Świeckim, wszystkim Grupom i Wspólnotom naszej Parafii, wszystkim Parafianom i Gościom - życzę Wam
głębokiego przeżycia wielkiej Tajemnicy Miłości Boga do człowieka, która pozwala nam czuć się kochanymi przez Boga! Życzę siły, która płynie z tego święta, do pięknego życia chrześcijańskiego! Życzę odkrywania coraz pełniejszego sensu życia!
Życzę ufnej nadziei w drodze prowadzącej do szczęścia wiecznego!
Pragnę podziękować wszystkim, którzy swoją posługą i konkretnym działaniem włączyli się w przygotowanie tych świąt. Księżom dziękuję za ofiarną posługę w konfesjonale i głoszone Słowo Boże. Dziękuję moim wikariuszom za ogromną troskę w te dni o dzieci i młodzież. Bóg zapłać wszystkim świeckim w różny sposób uczestniczyli w przygotowaniach, czy to poprzez czuwanie adwentowe na roratach, czy pomagając przy dekoracjach. Pragnę zauważyć nasze siostry i naszego pana Jana którzy dbają o czystość i wystrój naszego kościoła. Dziękuję wszystkim, którzy pomagali w dekorowaniu naszego kościoła i tworzeniu Żywej Szopki. Dziękuję panom z Rady Parafialnej Dziękuję naszemu organiście panu Markowi. Dziękuję Władzom Miasta, firmie Abruko, Kole Gospodyń Wiejskich, Właścicielom pensjonatu „Luan”, właścicielom smażalni ryb u Golli – Klipper, właścicielom „Pomorzanki”, właścicielom tartaku MGJ w Leśniewie, członkom i wolontariuszom Parafialnego Zespołu Caritas, Orkiestrze Młodzieżowej, Chórowi „Stella Maris”, Kościołowi Domowemu, Młodzieży, scholi młodzieżowej, scholi dziecięcej, diakoni muzycznej, Ochotniczej Straży Pożarnej, Liturgicznej Służbie Ołtarza. Bardzo dziękuję za wszelkie dobro.
„Radujcie się zawsze w Panu” – głosi dziś antyfona na wejście. Adwent, jak zresztą całe chrześcijaństwo, zaprasza nas do radości zuchwałej. To ona jest miarą nadziei. Jeśli mimo wszystko – mimo smutku, niepowodzeń, zmęczenia własnym złem i głupotą – jest w nas wewnętrzna radość, to znaczy, że trwa nadzieja. Radość z tego, co przed nami, czego jeszcze nie widać, co jedynie daje się przeczuć w ledwie widocznych znakach, powoli przeradza się w pewność: „Pan jest blisko”.
Św. Jan Chrzciciel to jedna z najważniejszych postaci biblijnych w czasie Adwentu. Wypełnił on bardzo szczególną misję przygotowania Izraela na pierwsze przyjście Syna Bożego na ziemię. Dzisiaj natomiast jego słowa pobudzają nas do czujności w oczekiwaniu na pełne objawienie królestwa Bożego podczas powtórnego przyjścia Pana. Wezwanie do nawrócenia nie ma w nas budzić lęku – Bóg nie jest tyranem, który chciałby nam w czymś zagrozić lub pozbawić życiowych radości. Przeciwnie, dzisiejsze słowo objawia Boga jako Tego, który jest łagodnym pasterzem owiec i którego przyjście niesie pocieszenie udręczonym. Nawrócenie oznacza przygotowanie na przyjęcie w swoim sercu Boga, który wyzwala nas od wszelkiego fałszu i leczy z wewnętrznego rozdarcia, będącego następstwem grzechu.
Dominantą dzisiejszej Ewangelii jest wezwanie do czuwania. W zasadzie nie jest nam ono obce, gdyż współczesny świat ustawił nas w stan ciągłego czuwania: na kolejny SMS, kolejny e-mail, kolejną promocję czy superofertę, której nie możemy przegapić... Choć w tego typu sprawach warto by było, abyśmy zredukowali ową "czujność" do pewnego stopnia, to w sprawach duchowych często wcale jej nie posiadamy lub jej poziom jest bardzo niski. Jezusowe wezwanie do czuwania jest zaproszeniem do "starania o wszystko" zarówno na płaszczyźnie materialnej, jak i duchowej. Nie chodzi przecież o to, aby kosztem twardego stąpania po ziemi wyrobić w sobie wrażliwość duchową. Tak jak chrześcijaństwo wzywa do znalezienia właściwej harmonii pomiędzy duszą a ciałem, tak też wzywa nas do pełnego otwarcia się na rzeczywistość wieczną w naszym tu i teraz.
Odejdźcie ode Mnie, przeklęci. Pozwoliłem sobie w dzisiejszą uroczystość Chrystusa Króla przytoczyć akurat to zdanie z Ewangelii dlatego, że czasami nam się wydaje, że słowa Jezusa są pełne łagodności, miłosierdzia, dobroci i przez to są miękkie, dla wszystkich dostępne, a tymczasem Jezus potrafił wypowiadać słowa twarde i ostre. Ale trzeba się zastanowić, do kogo wypowiada takie słowa. Czy do tych, którzy ważą swoje życie na tej dziwnej wadze grzechu, to znaczy na takiej wadze, która mówi, czy już jestem w grzechu, czy jeszcze nie, czy do tych, którzy próbują swoje relacje z Bogiem oprzeć na łatwym rozróżnieniu: zgrzeszyłem, nie zgrzeszyłem, łaska uświęcająca, stan grzechu śmiertelnego. Nie. Jezus mówi odejdźcie do tych, którzy nie są pełni miłości miłosiernej. I to jest wielka nauka dla nas. Nie możemy swojej relacji z Bogiem układać na dwóch płaszczyznach. Jestem już w grzechu czy jeszcze nie. Możesz nie być w grzechu, możesz wypełnić całe prawo, ale równocześnie możesz nie wypełniać uczynków miłosierdzia i wtedy Bóg powie ci, abyś odszedł Mu sprzed oczu. Nie daj Boże! Kochajmy tych, którzy są wokół nas, bądźmy miłosierni, bo jałmużna i dobroć zmazują nasze grzechy!
Zachłanny Bóg. Za każdym razem, kiedy Bóg porównuje się do kogoś zachłannego, do kogoś, kto zbiera tam, gdzie nie posiał, kogoś, kto ma wielkie oczekiwania wobec ludzi, być może chce nam powiedzieć: Jestem zachłanny na człowieka, jestem zachłanny na to dobro, które może stać się jego udziałem. Jestem spragniony tego dobra, które rodzi się tam, gdzie pojawia się człowiek. Jestem spragniony człowieka. Może to chce nam powiedzieć Bóg w tej niezwykłej Ewangelii?
W świetle lepiej widać. Czy przypadkiem nie przypominamy tych dziesięciu panien? Oczywiście, że przypominamy. Każdy z nas ma czasami więcej, a czasami mniej światła. Czasami tkwimy w mroku, a czasami w światłości. Bardzo ważny jest decydujący moment, kiedy panny po przebudzeniu mają stanąć przed panem młodym. Do niego należy decyzja, czy wpuści je na wesele. Dziwna sytuacja. Pan młody, czyli Jezus mówi: Zapewniam was, że was nie znam. Jak to możliwe, żeby nasz Stwórca i Zbawiciel nas nie znał? Przecież to On, dając nam życie, zaprosił nas do swego orszaku. Nie zna? A może nie poznaje, ponieważ otacza nas ciemność. Może naszym zadaniem jest uczynić wszystko, aby dać się rozpoznać Jezusowi. Pewnego dnia, gdy Bóg będzie otwierał nam bramy nieba, będzie to dla nas moment decydujący. Czy powie wtedy do nas, że poznaje naszą twarz, twarz, którą stworzył? Łatwo jest stracić oblicze Chrystusa i upodobnić się do demona. Trzeba się troszczyć o to światło, które mamy, abyśmy dzięki niemu zostali rozpoznani i wpuszczeni na ucztę w królestwie niebieskim.
al. Żeromskiego 32, 84-120
WŁADYSŁAWOWO
tel./fax: (058) 674 02 74, e-mail: wladyslawowo@tchr.org